Kim był? - autorka jego żywotu, Maria Winowska, we wstępie swej książki
wymienia kolejne etapy jego bogatego życia: "Żołnierz. Inwalida. Malarz.
Mnich. Żebrak. Cudotwórca. Człowiek z Bogiem zbratany".
Był
wiernym naśladowcą św. Franciszka z Asyżu, czerpał z duchowej doktryny
św. Jana od Krzyża i św. Wincentego a Paulo, ale swojej drodze nadał
specyficzne indywidualne piętno.
Jeszcze za życia Brata Alberta,
wielu patrząc na jego ubogie, pokorne, pełne całkowitego oddania się
służbie najbiedniejszym życie, mówiło że to "człowiek święty". Tak na
przykład o. Jackowski jezuita, głosząc rekolekcje dla krakowskiej
inteligencji wyraził się o żyjącym jeszcze Bracie Albercie, że "wiele
rzeczy robi, które święci robią". Wielu jednak, zwłaszcza z grona
współczesnych artystów malarzy mawiało, że "oszalał".
Zapytał
raz Brata Alberta jego przyjaciel, malarz Skotnicki: "Wiem, że Brat
szukał szczęścia w wojaczce, w walce o Polskę. Wiem, że Brat szukał
ukojenia w nauce, sztuce. Czy nareszcie dzisiaj w tym habicie Brat
odnalazł to, czego pragnął?". Za całą odpowiedź dostrzegł serdeczny
uśmiech i usłyszał słowa: "Mam schroniska i stowarzyszenia mych braci w
Krakowie, Tarnowie, we Lwowie, w Zakopanem. Rozdałem w tym roku 20
tysięcy bochenków chleba, 12 tysięcy porcji kaszy, daję nocami dach nad
głową setkom tych, którzy go nie mają. Niech ci, bracie, to służy za
odpowiedź! ".
W homilii kanonizacyjnej Jan Paweł II ukazując
istotę posłannictwa nowego Świętego, dał najwłaściwszą odpowiedź, kim
był Brat Albert. Oto jego słowa: "W niestrudzonej heroicznej posłudze na
rzecz najbardziej upośledzonych i wydziedziczonych znalazł ostateczną
drogę. Znalazł Chrystusa. Przyjął Jego jarzmo i brzemię. Nie był tylko
miłosiernikiem. Stał się jednym z tych, którym służył. Ich bratem. Szary
brat".
Dane biograficzne
Adam Chmielowski, późniejszy Brat
Albert, urodził się 20 sierpnia 1845 roku w Igołomi koło Krakowa jako
pierworodny syn Wojciecha Chmielowskiego i Józefy z Borzysławskich. Miał
troje rodzeństwa.
25 sierpnia 1853
roku umiera mu ojciec, a w 6 lat później, 28 sierpnia 1859 roku matka. W
roku 1855 Adam uczęszcza do szkoły kadetów w Petersburgu, a następnie w
Warszawie do gimnazjum im. Pankiewicza. W latach 1861-1863 studiuje w
Instytucie Rolniczo-Leśnym w Puławach, gdzie zastaje go wybuch powstania
styczniowego. Jako ochotnik przyłącza się do powstania i w bitwie pod
Mełchowem, 30 września 1863 roku zostaje ranny, skutkiem czego następuje
amputacja lewej nogi poniżej kolana. Odtąd nosi protezę.
Po
nieudanym powstaniu, w latach 1869-1874 studiuje w Akademii Sztuk
Pięknych w Monachium i oddaje się twórczości malarskiej.
24
września 1880 roku wstępuje do zakonu 00. Jezuitów w Starej Wsi, by
uświęcić się i, jak pisze: "święte rzeczy malować". Wkrótce jednak
opuszcza nowicjat i wiąże się z tercjarstwem III Zakonu św. Franciszka z
Asyżu. Apostołuje na Podolu.
W
Krakowie styka się ze skrajną nędzą fizyczną i moralną i rozpoznaje
swoje powołanie: oddanie się na służbę najbiedniejszym i opuszczonym
nędzarzom. Dostrzega w nich cierpiące i znieważone oblicze Chrystusa
Ecce Homo, któremu pragnie służyć. Staje się jednym z nędzarzy. .,Co im
dam, jeśli nie siebie?" - pisze.
Za zgodą biskupa Albina
Dunajewskiego, późniejszego kardynała, 25 sierpnia 1887 roku w kaplicy
Loretańskiej w kościele Ojców Kapucynów w Krakowie przywdziewa szary
zgrzebny habit III Zakonu św. Franciszka i przyjmuje nowe imię: Brat
Albert. Staje się ojcem, opiekunem i bratem najbiedniejszych. Dla nich
zakłada przytuliska.
W dniu 25 sierpnia 1888 roku na ręce
biskupa Dunajewskiego składa śluby zakonne, dając początek Zgromadzeniu
Braci Albertynów, a w trzy lata później , 15 stycznia 1891 roku zakłada
Zgromadzenie Sióstr Albertynek. Obydwa Zgromadzenia służą
najbiedniejszym.
Umiera 25 grudnia w samo Boże Narodzenie w
przytulisku dla bezdomnych w Krakowie przy ul. Krakowskiej 43, w opinii
świętości.
22 czerwca 1983 roku Ojciec Święty Jan Paweł II
dokonuje w Krakowie beatyfikacji Brata Alberta, a w 6 lat potem, 12
listopada 1989 roku w Rzymie kanonizacji, ogłaszając go Świętym Kościoła
Powszechnego.
Miłość ojczyzny u świętego Brata Alberta
Życie św.
Brata Alberta przypadło na trudny okres niewoli. Urodzony w r. 1845
przeżywa czasy, kiedy ojczyzna była podzielona przez trzech zaborców.
Chmielowski, wychowany w rdzennie patriotycznej rodzinie szlacheckiej,
dotkliwie odczuwał pęta niewoli rosyjskiej.
W czasie wybuchu
powstania 1863 roku, jako 17-letni student Instytutu Rolniczo-Leśnego w
Puławach, zaciąga się ochotniczo w szeregi walczących o wolność. Walczył
pod dowództwem Frankowskiego, potem Langiewicza, a w końcu
Chmieleńskiego. Odznaczał się męstwem, odwagą i zapałem. Podczas
tragicznej bitwy pod Mełchowem w pobliżu Kielc, granat strzaskał mu
nogę. Wykazał wówczas niezwykły heroizm, poddając się amputacji w bardzo
prymitywnych warunkach, bez znieczulenia. Podczas operacji zagryzał w
ustach cygaro. Jako pamiątka po powstaniu, pozostał mu do końca życia
kikut lewej nogi. Początkowo nosił wygodną protezę, która mu nie
przeszkadzała nawet w wyczynach sportowych. Gdy jednak potem przywdzieje
zgrzebny habit tercjarski, protezę zamieni na prostą żelazną sztabę,
sprawiającą mu wiele cierpienia.
Po
nieudanym powstaniu, Adam Chmielowski wraz z grupą kolegów powstańców
przeżywa kilkuletni pobyt na emigracji.
Zastanawiając się nad
przyczyną upadku ojczyzny, dochodzi do wniosku, że u jego źródeł leży
prywata, chciwość, egoizm, brak jedności narodowej. Pisze znamienne
słowa: "Tylko u stopni ołtarza można silnie związać łańcuch jedności
narodowej i duchowego braterstwa, który rozrywa prywata i egoizm". To
właśnie miłość do ojczyzny i troska o zdrowie moralne społeczeństwa
przyczyni się do tego, że poświęci swój talent i całe życie służbie
najbardziej wydziedziczonym i wykolejonym, by przez stwarzanie im
ludzkich warunków i przez uczciwą pracę zarobkową ratować w nich godność
ludzką i przywracać ich społeczeństwu.
Kochał ojczyznę do końca.
Wierzył w jej powstanie. Krótko przed swoją śmiercią przepowiedział jej
wolność, powtarzając dwukrotnie: "Polska będzie! Polska będzie!"Za
ofiarną służbę ojczyźnie, Polska przyznała mu pośmiertnie "Wielką Wstęgę
Orderu Odrodzenia Polski", a Kościół, poprzez kanonizację, postawił go w
rzędzie Patronów Ojczyzny, jako przykład prawdziwie chrześcijańskiego
patriotyzmu oraz jako Orędownika u Boga.
Artysta malarz
Adam Chmielowski posiadał nieprzeciętny
talent i zamiłowanie do pędzla. Po upadku powstania styczniowego, w
latach 1869-1874 studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych w
Monachium. Tam zaprzyjaźnił się ze sztabem ówczesnych wybitnych malarzy
polskich, do których należeli między innymi: Leon Wyczółkowski, Józef
Chełmoński, Maksymilian Gierymski, Stanisław Witkiewicz, Józef Brandt,
którzy wysoko oceniali malarstwo Adama Chmielowskiego. Był on jednym z
prekursorów polskiego impresjonizmu, osadzającego wyrażalność obrazu na
kolorycie.
W roku 1876 Chmielowski wydał niewielką rozprawę "O
istocie sztuki", w której stwierdza, że "istotą sztuki jest dusza
wyrażająca się w stylu". Malując, coraz częściej zadaje sobie pytanie:
"Czy służąc sztuce, Bogu też służyć można?" Za przykładem włoskiego Fra
Angelico, pragnie "sztukę, talent i myśli Bogu poświęcić i święte rzeczy
malować". W tym celu wstępuje w r. 1880 do nowicjatu 00. Jezuitów w
Starej Wsi. Inne jednak były zamiary Boże wobec Chmielowskiego. Trzeba
było przejść przez próbę doświadczeń wewnętrznych, by odkryć właściwe
swe powołanie.
Jako spuścizna jego twórczości malarskiej
pozostało 61 obrazów olejnych, 22 akwarele i 15 szkiców rysunkowych.
Spośród obrazów kilka jest o tematyce religijnej. Na szczególne
wyróżnienie zasługuje obraz Ecce Homo, przedstawiający Chrystusa
umęczonego, w cierniowej koronie, ze sceny u Piłata. Czerwona chlamida
opada z ramion tak, że na ubiczowanej piersi Chrystusa zarysowuje się
duże serce. Brat Albert kochał ten obraz i prawie się z nim nie
rozstawał, choć jakoś nie mógł go dokończyć. W końcu, na usilną prośbę
arcybiskupa Szeptyckiego, metropolity greckokatolickiego we Lwowie,
podarował mu ten swój największy skarb.
Po śmierci arcybiskupa,
obraz został zabrany do muzeum we Lwowie. W r. 1978 po bardzo usilnych
staraniach i poszukiwaniach udało się siostrom albertynkom odzyskać
obraz Ecce Homo. Obecnie znajduje się on w Krakowie w prezbiterium
kościoła Ecce Homo, gdzie pod ołtarzem umieszczone są w trumnie relikwie
św. Brata Alberta.
Jakkolwiek św. Brat Albert całe swe życie
poświęcił służbie najbiedniejszym, artystą pozostał do końca. Jak pisze
ks. biskup Stanisław Smoleński, "tworzył za łaską Bożą piękno dusz
ludzkich nawet tam, gdzie się to po ludzku wydawało nieosiągalne".
W nędrzarzu dostrzegł Chrystusa
Na skutek trudnej
sytuacji społeczno-ekonomicznej u schyłku XIX wieku, Kraków a także inne
miasta Polski stawały się siedliskiem największej nędzy. Wzrastał
problem bezrobocia, mnożyły się rzesze bezdomnych żyjących z żebraniny,
kradzieży, często przymierających z głodu i z zimna. Szczególnym
skupiskiem tej nędzy w Krakowie była dzielnica nad Wisłą zwana
Kazimierz. Władze miasta były bezbronne wobec problemu nędzy. Jedyną
formą pomocy były otwierane przez magistrat, zwłaszcza zimą, tak zwane
ogrzewalnie miejskie. Była tam duża sala, pełna robactwa. Przez środek
przechodziła rura od stojącego na zewnątrz pieca. Blisko 200 osób
tłoczyło się w tym zaduchu. Na podłodze leżeli obok siebie ludzie
różnego wieku i pokroju, a także małe niedorostki. Na ławach pod ścianą
siedzieli opryszki i złodzieje. Kłótnie, przezwiska, jęki bezbronnych,
były "chlebem" codziennym tych nędzarzy. Ogrzewalnia stawała się
miejscem największego zła i grzechu.
Św. Brat Albert, jeszcze
jako artysta malarz pilnie śledził tę groźną sytuację społeczną. Zdawał
sobie sprawę, że żadna filantropia nie rozwiąże problemu. Kiedy raz,
wiedziony wewnętrznym niepokojem o los biedaków zetknął się bezpośrednio
z ogrzewalnią, doszedł do przekonania, że trzeba tam z nimi zamieszkać,
stać się jednym z nich, by stworzyć im warunki godne ludzkiej
egzystencji oraz atmosferę domu rodzinnego w oparciu o pełne zaufanie i
afirmację każdego, i w ten sposób wyprowadzić ich z tej nędzy.
Wsłuchany w słowa Chrystusa w Ewangelii: "wszystko, co uczyniliście
jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili", dotknął
tajemnicy utożsamienia się Chrystusa z człowiekiem. W ludziach
wydziedziczonych dostrzegł umęczone oblicze Chrystusa, który w nędzarzu
dopomina się o pomoc, o wsparcie.,. Chrystus z namalowanego przez niego
obrazu Ecce Homo zdawał się go pytać: Czy duszę dasz? Czy dasz siebie
samego? Chmielowski stanął wobec pytania: "Czy Panu Jezusowi cierpiącemu
za mnie mękę, mogę czego odmówić". Przestało się liczyć wszystko, co
mogło obiecywać karierę i sławę. Zamieszkał w ogrzewalni stając się
bratem nędzarzy. Duszę swą dał.
Dlatego w kościele Ecce Homo,
ponad trumną z relikwiami św. Brata Alberta widnieje jego obraz. "To
musi być razem - powiedział kardynał Franciszek Macharski, metropolita
krakowski, gdy urządzano wnętrze sanktuarium - Brat Albert i jego obraz
Ecce Homo".
Ojciec ubogich i założyciel zgromadzeń
Św. Brat Albert
podjąwszy decyzję poświęcenia swego życia dla najbiedniejszych, nie
chciał działać na własną rękę, ale pod patronatem Kościoła i za jego
duchową aprobatą.
Aby upodobnić się do swych nędzarzy,
przywdział szary zgrzebny habit św. Franciszka i przyjął nowe imię: Brat
Albert. W dniu swoich obłóczyn napisał: "Umarł Adam Chmielowski a
narodził się brat Albert". Zajął się całkowicie opieką nad bezdomnymi w
ogrzewalni. W rok później złożył na ręce biskupa Dunajewskiego śluby
zakonne, dając tym początek nowej rodzinie zakonnej w Kościele.
Nigdy jednak nie uważał się za założyciela albertyńskich
zgromadzeń. "Ani mi na myśl nie przyszło - mawiał w późniejszych latach
- by zakładać jakieś zgromadzenie zakonne. Ja o czym innym myślałem, gdy
chodziło o ratunek ubogich, a tu Pan Bóg co innego zrządził. Ja nie będę
ręki do tego przykładał, żeby nie popsuć dzieła Bożego". Wzbraniał się
także przed napisaniem konstytucji zakonnych. Zalecał swym braciom i
siostrom zachować Ewangelię i Przestrogi duchowe św. Jana od Krzyża.
Jako naczelną zasadę swych Zgromadzeń postawił radykalne ubóstwo,
by sercem wolnym od posiadania i przywiązania do czegokolwiek,
naśladować Chrystusa i uczestniczyć wJego wyniszczeniu, a przez prosty
styl życia i ciężką pracę bardziej zbliżyć się i upodobnić do swych
biedaków. Z ubóstwem wiązał Brat Albert wielką ufność i zawierzenie
Bożej opatrzności. Druga cecha albertyńskich zgromadzeń to ofiarna,
pełna miłości bezinteresownej służba ubogim. Wpajał braciom i siostrom
to przekonanie, że służąc ubogim - służy samemu Panu Jezusowi. "Im
więcej kto opuszczony - mawiał - z tym większą miłością służyć mu
trzeba, bo samego Pana Jezusa w osobie tegoż zbolałego się ratuje".
Zakładane przez siebie domy dla bezdomnych nazwał przytuliskami. Cechą
ich było, że będący w potrzebie, każdy i o każdej porze znajdował w nich
dach nad głową, odzież, pożywienie. Bracia czy też siostry mieszkali w
przytuliskach pod jednym dachem z ubogimi, stanowiąc z nimi wspólnotę
rodzinną.
Św. Brat Albert w służbie ubogim podkreślał zasadę
powszechności, czyli obejmował opieką wszystkich znajdujących się w
ostatecznej potrzebie, bez względu na narodowość, wyznanie czy
pochodzenie, w każdym bowiem widział Chrystusa.
Obecnie, gdy
otworzyły się te możliwości, zgromadzenia albertyńskie starają się
wracać do tej formy posługi człowiekowi, obejmując opiekę nad bezdomnymi
w przytuliskach.
Droga na ołtarze
Droga na ołtarze św. Brata Alberta
trwała przez całe jego życie, pełne heroicznej miłości Boga i bliźnich.
Kiedy 25 grudnia 1916 roku umierał w przytulisku krakowskim, już
wtedy powszechnie mówiono: "umarł święty". Podczas uroczystości
pogrzebowych biskup Anatol Nowak wyraził się, że "należałoby się raczej
modlić przez wstawiennictwo Brata Alberta, niż za niego". Tak też się
stało.
Ponieważ rosła opinia świętości i fama łask otrzymywanych
za przyczyną Brata Alberta, w r. 1934 rozpoczęto w Krakowie pod
przewodnictwem księcia Adama Stefana Sapiehy proces informacyjny o życiu
i cnotach Sługi Bożego. 31 maja 1949 roku szczątki Brata Alberta
przeniesiono z cmentarza rakowickiego do przedsionka kościoła 00.
Karmelitów Bosych przy ul. Rakowickiej 18. Sprawą procesu, szczególnie
żywo, był zainteresowany i w nią zaangażowany arcybiskup krakowski
kardynał Karol Wojtyła. 20 stycznia 1977 roku papież Paweł VI podpisał
dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego. Niezwykłe uzdrowienie z
nieuleczalnej choroby za przyczyną Sł. B. Brata Alberta, uznane przez
Kongregację ds. Świętych za cudowne, przyczyniło się do uroczystej
beatyfikacji, której dokonał na Błoniach Krakowskich Jan Paweł II 22
czerwca 1983 roku. Od chwili beatyfikacji kult bł. Brata Alberta wzmógł
się niepomiernie. 30 czerwca 1985 roku, pod przewodnictwem metropolity
krakowskiego ks. kardynała Franciszka Macharskiego, relikwie bł. Brata
Alberta zostały wprowadzone uroczyście do nowo wybudowanego kościoła
Ecce Homo przy ul. Woronicza 10.
W 6 lat od beatyfikacji, po
stwierdzeniu przez Kościół nowego cudu zdziałanego za wstawiennictwem
bł. Brata Alberta, Ojciec Święty Jan Paweł II dokonał w Rzymie w dniu 12
listopada 1989 roku uroczystej kanonizacji Brata Alberta, wpisując go do
Katalogu Świętych Kościoła Powszechnego.
W czerwcu 1990 roku
odbyła się w Krakowie na Rynku Głównym uroczystość dziękczynna za
kanonizację z udziałem Episkopatu Polski oraz bardzo licznej rzeszy
wiernych. Przybył święty Brat Albert w swoich relikwiach, niesionych na
ramionach swych braci oraz przedstawicieli ziemi krakowskiej , by
nawiedzić "swój " Rynek Krakowski, gdzie przed laty, utykając na swej
sztucznej nodze kwestował na chleb dla najbiedniejszych.
Dziś
jako Święty Kościoła Powszechnego oręduje za nami w niebie i uczy
prawdziwej miłości Boga w bliźnich.
Aktualność posłannictwa świętego Brata Alberta
Ojciec
Święty Jan Paweł II, podczas audiencji dla Polaków w dniu kanonizacji
Brata Alberta, ukazał Świętego jako "apostoła swoich czasów", a potem
postawił pytanie: "Czy także naszych? Co nam mówi jego wyniesienie na
ołtarze dzisiaj?"
Problem nędzy materialnej, a bardziej jeszcze
moralnej, choć w zmienionych uwarunkowaniach, jest dziś nie tylko
aktualny, ale wprost przerażający. Co więcej, w zmaterializowanym i
zlaicyzowanym świecie dostrzegamy kryzys poszanowania ludzkiej godności,
i to jest chyba największą bolączką czasów współczesnych.
Święty
Brat Albert postawił ewangeliczną zasadę, że "wielką rzeczą jest
człowiek" i że "w człowieku wykolejonym trzeba ratować godność ludzką".
W tym celu zaczynał od zaspokojenia pierwszych niezbędnych potrzeb
ludzkich. Poprzez świadczenie miłosierdzia względem ciała, docierał do
dusz ludzkich, podnosząc ich stan moralny.
Jan Paweł II
poruszając problem odbudowy dobra wspólnego w ojczyźnie, przypomniał
zasadę solidarności i współodpowiedzialności społecznej. I w tym miejscu
ukazał św. Brata Alberta jako patrona naszych trudnych czasów, który
swym przykładem uczy, że dobro wspólne jest owocem nie tylko
sprawiedliwości, ale też miłości bezinteresownej względem bliźnich
znajdujących się w potrzebie.
W swej sztuce "Brat naszego Boga",
Karol Wojtyła nazwał to "rewolucją miłosierdzia", rewolucją, która wobec
krzywd i niesprawiedliwości społecznej nie rodzi odwetu nienawiści i
rozlewu krwi, ale "daje się kształtować miłości". Tak właśnie czynił w
swym życiu św. Brat Albert i tego uczy nas dzisiaj, do tego zachęca.
Czasy współczesne wołają dziś o taką postawę, wołają o świadczenie
miłosierdzia chrześcijańskiego zarówno indywidualnie, jak też zbiorowo.
Dlatego Ojciec Święty swoje przesłanie kanonizacyjne do Polaków kończy
życzeniem, by "Święty Brat Albert, który dla wszystkich był dobry jak
chleb, dopomógł wszystkim Polakom do odzyskania wzajemnej dobroci i aby
stał się żywym kamieniem w budowaniu (...) cywilizacji miłości na naszej
ojczystej ziemi i wszędzie". I to właśnie jest posłannictwem świętego
Brata Alberta na dziś.
źródło: http://www.apostol.pl